Myśli nie moje

"Zamknij oczy, ale nie umieraj. Masz prawo do płaczu.
A potem wstań i walcz o następny dzień."
/Anna Kamieńska/

czwartek, 24 września 2009

Dzisiaj w Betlejem

Przekraczamy mur bez problemów, ale w tą stronę to nic nowego. Izraela za bardzo nie interesuje kto wjeżdża do Betlejem. Idziemy do sklepu z pamiątkami i dewocjonaliami. Stajenek w trzy i trochę w przeróżnych wersjach i wymiarach. To samo tyczy się figurek Dzieciątka... ale o co chodzi? w końcu to Betlejem. Kupuję kilka krzyżyków z drzewa oliwnego dla znajomych i różańce dla rodzinki. Po zakupach kierujemy się do Bazyliki.

Na placu przed bazyliką znajduje się tablica z mapkami, która przedstawia jakie ziemie kolejno Izrael zabierał Palestynie. Tomek jest w swoim żywiole. Z zapałem opowiada o konflikcie i o wijącym się dookoła Betlejem murze. Nikt nie ma wątpliwości, którą stronę trzyma... mimo tego że w swoich wypowiedziach jak zawsze jest obiektywny (prawie) to jednak ładunek emocjonalny z jakim przekazuje nam te informacje nie pozostawia wątpliwości. W sumie się mu nie dziwie. Też po tym co widziałam jestem raczej propalestyńska :P (kwestię na ile to perswazja Tomka na ile własne doznania może już pozostawiam)

Kierujemy się do Bazyliki. Zbudowana jest na grocie, w której narodził się Pan Jezus. Jednak zanim powstała znajdowała się tu świątynia Adonisa wzniesiona w 165 r. z rozkazu cesarza Hadriana, któremu nie spodobało się rozszerzanie kultu chrześcijańskiego. Dopiero św. Helena, matka cesarza Konstantyna ufundowała 5cio nawową Bazylikę Bożego Narodzenia.

Jest to jedyny kościół, którego nie zburzyli Persowie. Dlaczego? Zobaczyli mozaikę trzech mędrców ze wschodu i doszli do wniosku że skoro nasi tu byli to zostawiamy... A tak poważnie pomyśleli, że są czczeni w tej bazylice.

Wejście do bazyliki, kiedyś bardzo duże zamurowano by tureccy wojownicy nie mogli wjeżdżać do niej na koniach. Teraz chcąc nie chcąc każdy kto wchodzi do bazyliki musi oddać pokłon tajemnicy narodzenia. Wejście nazywane jest drzwiami pokory... Nawet ja przy moim metr 64 musiałam się schylać żeby wejść.

W bazylice miesza się wiele wyznań. Ołtarz główny to ikonostas greckiego kościoła prawosławnego, obok znajduje się kaplica ormiańska a z drugiej strony kościół katolicki.

Wchodzimy do środka. Mamy szczęście bo kolejka do groty narodzenia jest bardzo krótka. Niestety nie było to dla mnie zbyt duchowe doznanie... w kościele nie powinno się przeklinać ale w niektórych momentach miałam ochotę. Wejście jest małe, grota jest mała więc trzeba czekać. Rzecz jakby oczywista. No właśnie, niestety tylko jakby bo niektórzy się pchają jakby tę grotę mieli zaraz zamknąć. Nagle przepycha się jakiś włoski ksiądz ze starszą kobietą. pokazuje żeby zrobić miejsce, że to starsza osoba i w ogóle. OK. Puszczamy. Ja raczej mam wpojony szacunek dla osób starszych, duchownych raczej też, ale bez przegięć. Jak już udaje mi się tam wejść księżulo przegania wszystkich żeby iść dalej, szybciej.

W grocie na miejscu narodzenia Jezusa znajduje się gwiazda, każdy do niej podchodzi, dotyka i żegna się. Mnie ta sztuka się tym razem nie udała... Co mnie jeszcze zgrzało to te wszystkie kobity bardziej papieskie od papieża. Nie ważne żeby być w tym miejscu ważne żeby mieć zdjęcie. I stoi taka jedna z pobożnym uniesieniem wymalowanym na twarzy i czeka aż jej druga zrobi zdjęcie. Potem drugie jak klęka, jak dotyka itd.... Potem się jeszcze zmieniają... a spróbuj jeszcze w kadr nieopatrznie wejść... oj zgrzały mnie kobity!

Obok miejsce gdzie stał żłóbek. Zdecydowanie mniej oblegane. Wychodzę dość szybko. Księżulo nadal nas przegania.

Czekamy aż wszyscy wyjdą i przechodzimy do kościoła katolickiego. Akurat jakaś pielgrzymka ma mszę więc wychodzimy na dziedziniec. Kościół jest pod wezwaniem św. Katarzyny. Znajduje się w nim też grota św. Hieronima w której to święty miał tłumaczyć słowa pisma świętego. Tomek opowiada o tym jak w 2002 roku w czasie akcji policyjnej wojsk izraelskich w kościele schroniła się grupa ok. 40 bojowników palestyńskich. Wtedy tylko franciszkanie pozostali "na posterunku", Grecy i Ormianie uciekli. Po wysłuchaniu Tomka wchodzimy po cichu do kościoła i zaglądamy do groty

Tomek miał nam opowiedzieć kawał o św. Hieronimie, ale stwierdził że to nie miejsce na to i opowie w autobusie... nie opowiedział.

Kończymy zwiedzanie na dziś. Jedziemy do hotelu na kolacje. "Zachęcam państwa do samodzielnych wypraw po Betlejem, proszę się nie bać, to naprawdę bezpieczne miasteczko". Zachęcił skutecznie. Wieczorkiem wybieramy się na spacer. Wychodzę z hotelu... jest mi zimno! Na termometrze pewnie jakieś dwadzieścia kilka kresek a ja się trzęsę. Cóż ale co to jest przy 40... Przechodzimy na drugą stronę ulicy i nagle słychać strzały. Pierwsza moja myśl ZAMACH JAKIŚ i przerażenie w oczach. Odwracamy się a tam sztuczne ognie... Eh... Jakaś para miała wesele.

Spacerujemy po Betlejem. Chłoniemy tamtejszy uliczny klimat. Część mojej ekipy powinna mieć zakaz wchodzenia do sklepów. Bo spędzamy w nich większość czasu. Od czasu do czasu ktoś nas zaczepia wołając Hello, Dzień dobry, Jak się masz. Ale nie jest to nachalne. Wręcz przeciwnie, całkiem sympatyczne. Po raz kolejny pluję sobie w twarz, że nie znam angielskiego.

Zatrzymuje nas jeden gość, który się chwali że ma znajomych w Polsce. Rozmawiamy z nim chwilę językiem angielsko-migowym. Zaprasza nas na herbatę równocześnie mówiąc, że nie chce żebyśmy coś u niego kupili, ale żeby posiedzieć i pogadać. Uprzejmie dziękujemy, żegnamy się i wracamy. Ale nie powiem facet bardzo sympatyczny.

Pisałam już wcześniej o murze dzielącym Betlejem od Izraela, a tak na prawdę od reszty świata. Ludzie żyją jak w getcie. Czasem otacza domy z trzech stron ("ogródek został po drugiej stronie"). Patrzysz przez okno, a tam betonowa ściana. MASAKRA! Także jestem całym sercem z Betlejem. Co ci ludzie mogą za to, że władze nie mogą się dogadać. Na murze widnieją różne malunki, napisy, graffiti. To nie jest wandalizm, to krzyk sprzeciwu. Niektóre hasła dość banalne jak "Palestyna jest wolna" ale są też takie bardziej ambitne "Here is a wall at which to weep" "Tu jest ściana, która płacze" a można to przetłumaczyć "Tu jest ściana płaczu". "Jesus wept for Jerusalem - We weep for Palestine" ("Jezus zapłakał na Jerozolimą My zapłaczmy nad Palestyną"). Obrazy są różne. Dwa osły związane ogonami jeden przedstawia Palestynę drugi Izrael. Kobieta w arafatce z napisem I'm not terrorist. Są też polskie akcenty. "Stoimy po tej stronie muru"... "Palestyna stoimy za tobą murem"... "Mój dom murem podzielony"

Szczególnie "podoba" mi się jedno malowidło. Gołąbek pokoju na celowniku, w kamizelce kuloodpornej. Jego zdjęcie (trochę przerobione) jest w nagłówku mojego bloga. W oryginale wyglądało tak
Nawet ten który niesie pokój nie może być bezpieczny. Lepiej go zestrzelić bo jeszcze konflikt się skończy... Po co nam pokój...

W hotelu wieczorem przyszedł czas na podsumowanie pierwszego dnia zwiedzania. Aż niemożliwe, że to dopiero pierwszy dzień.

Pierwszy wniosek: mamy rewelacyjnego przewodnika. Gość jest na luzie. Mówi dużo, ale nie nudzi. Jest zdecydowanie obiektywny. Nie neguje żadnej z religii, odnosi się do nich z szacunkiem. Znak rozpoznawalny butelka wody mineralnej w tylniej kieszeni spodni albo uniesiona w górę żeby wszyscy widzieli gdzie idziemy. Dużo gestykuluje, mówi całym sobą. I co najważniejsze wie co mówi.
Drugi wniosek: Betlejem to na prawdę sympatyczne miasto. Ludzie po mimo tego w jakiej sytuacji się znajdują są życzliwi i sympatyczni. Nikt na ciebie dziwnie nie patrzy kiedy się do niego uśmiechasz na ulicy.
Trzeci wniosek: Jak mogłam na granicy pomyśleć, że nigdy więcej tu nie wrócę.

środa, 16 września 2009

Latino

Latino wciąga... zdecydowanie! Wróciłam niedawno z zajęć i padam na twarz, ale jakby nasz instruktor powiedział, że ćwiczymy dalej to pewnie nie miałabym nic przeciwko. Szkoda, że nas połączyli z innymi grupami. Nie dość, że na sali zrobiło się ciasno to niektóre kobiety... mnie irytują!!! Delikatnie mówiąc. Nie będę pisać wszystkiego co mi na wątrobie leży... bo mi Marysia napisze, że "loża szyderców" ze mnie wychodzi :P No ale żeby się stare baby zabijały żeby stanąć w pierwszym rzędzie i popisywały przed prowadzącym jak się tylko dało... Ja wiem, że gość jest przystojny i rusza się rewelacyjnie no ale bez przesady... EH

Niemniej jednak zajęcia fajne są :) i już się nie mogę doczekać następnej środy. Tym bardziej, że z moją ekipą umówiłyśmy się na piwo po. Może i o salsotekę zahaczymy... Tylko teraz trzeba kroki powtórzyć żeby siary za tydzień nie było. A układ nam się nieco skomplikował.

wtorek, 15 września 2009

Jerozolima ciąg dalszy

Ain Karem... przyznam szczerze, że jakoś najmniej mi zapadło w pamięci. Miejsce nawiedzenia oraz narodzin św. Jana. Wchodzimy do kościoła św. Jana. Wychodzimy i to by było na tyle. Oczywiście Tomek nam przedstawia historię miejsca ale ono samo mnie nie zachwyca.

Wracamy do Jerozolimy. "Czy ktoś wie co to jest mezuza?" Oczywiście nikt nie wiedział więc Tomek był w swoim żywiole. Stoimy pod bramą Dawida, jedną z 8 w murach starego miasta. Mezuza to mały pojemnik w którym znajduje się zwitek pergaminu ze słowami Tory. Umieszcza się je we framudze drzwi. Każdy Żyd wchodząc i wychodząc z domu powinien je pocałować przypominając sobie tym samym o przykazaniach. W bramie widać pełno wgłębień po ostrzelaniu. Ucierpiała bardzo podczas jednej z wojny. Mezuza która w niej się znajduje wykonana jest z łusek po nabojach.

Idziemy pokłonić się królowi. W pobliskiej Synagodze według tradycji mieści się sarkofag króla Dawida. W krużgankach wysłuchujemy słów modlitwy Shema Izrael... Zaraz mi się przypominają pieśni lednickie i wykonanie tej modlitwy przez Tymoteusza... ahhh :D

Po wyjściu z synagogi idziemy do sali na górze. Wieczernik. To tu Pan Jezus spożywał z uczniami ostatnią wieczerzę. Początkowo miejsce czczone było przez chrześcijan ale pod tureckimi rządami zmieniono je na meczet. Nauczyłam się kolejnego trudnego słowa po mezuzie... mihrab, jest to nisza wykuta w ścianie, skierowanej w stronę Mekki. Miejsce modlitwy muzułmanów. Dziś wieczernik nie jest ani Muzułmański, ani Chrześcijański, ani Żydowski a jednocześnie każdy z wyznawców może tu przyjść i się pomodlić. Symbolem tolerancji ma być rzeźba - drzewko oliwne z trzema gałęziami, symbol trzech religii.

Idziemy dalej do kościoła Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny. Przed kościołem Tomek opowiada nam na co warto zwrócić uwagę w środku. Między innymi jedną ciekawostką jest to że w posadzce znajduje się mozaika ze znakami zodiaku co jest nietypowe dla architektury sakralnej. Niestety mozaiki nie zobaczyłam bo w kościele kręcili jakiś film. Więc po ciuchu zeszliśmy do groty. Znajduje się w niej figura śpiącej Maryi a nad nią mozaika Pana Jezusa wyciągającego do niej ręce (tak zwana odwrócona pieta).

Przyszedł czas na obiadek. Którym kończymy dzisiejszy pobyt w Jerozolimie. Wracamy do Betlejem. Ale o tym w następnej "odsłonie".

niedziela, 13 września 2009

"łabądek"


Z serii radosna twórczość własna.

środa, 2 września 2009

Jerozolima - "starcie pierwsze"

Kto widział żeby w wakacje wstawać bladym świtem o 6 rano? Cóż... wyjazd o 8 więc się trzeba wyrobić.

Wyruszamy w naszą pierwszą wyprawę. Jedziemy w stronę "przejścia w murze". Tomek znowu opowiada. Tym razem wiem o co chodzi. Betlejem należy do autonomii palestyńskiej która jest w konflikcie z Izraelem. Izrael w obawie przed bojówkami palestyńskimi zaczął budować "mur bezpieczeństwa" wokół Betlejem... Nie wiem kto kogo bardziej się tam obawia... Betlejem stało się gettem. Tylko około 300 osób ma pozwolenie na przejście przez mur, a tym samym na opuszczenie miasta. Mur wysoki na 8 metrów zakończony drutem kolczastym wije się dookoła... ale o tym może ciut później. Turyści przejeżdżają przeważnie bez problemu. W chwili kiedy Tomek to mówi nasz autobus skręca. "Proszę, państwa mamy pecha." Musimy przejść przez kontrolę. Zabieramy ze sobą tylko paszporty. Doświadczenie średnio przyjemne... ale przynajmniej wiem jak to się odbywa i przez co przechodzą ludzie tam dziennie. Bramki nie wyglądają tak "elegancko" jak na lotnisku. Co kawałek widać żołnierza z karabinem maszynowym... Na prawdę odetchnęłam z ulgą jak przeszłam.

Jedziemy do Jerozolimy. Pierwszy punkt - kościół Pater Noster. Wchodzimy na teren kościelny, obowiązuje "wersja kościółkowa" Czyli zakryte kolana, ramiona, dekolt. Jesteśmy na miejscu gdzie Pan Jezus wypowiedział słowa modlitwy Ojcze Nasz. Wchodzimy do groty gdzie znajdował się kościół w pierwszych wiekach chrześcijaństwa a następnie do aktualnie działającego kościoła. Na murze otaczającym i krużgankach wiszą tablice z modlitwą ojcze nasz w różnych językach. Odnajdujemy polską tablicę a także kaszubską. Kilka tablic napisanych jest Braillem.

Wychodzimy z kościoła i od razu idziemy ulicą w dół. Tomek chyba wyznaje zasadę, że to grupa powinna pilnować przewodnika a nie przewodnik grupę więc postanawiam trzymać się blisko żeby się nie stracić. Zatrzymujemy się by zobaczyć panoramę Jerozolimy. "Proszę państwa, tu tylko proszę sobie zerknąć i idziemy dalej bo będę lepsze widoki" Zerkam, robię zdjęcie, Tomek już rusza więc idę za nim... W sumie jednak przystojny jest, nie w moim typie ale przystojny... Obserwacje przewodnika pod względem estetycznym muszę odłożyć na później bo moją uwagę skupia cholernie śliskie podłoże (kamienie po których dziennie taki tabun ludzi przechodzi - czemu ja się w ogóle dziwie). Chwila nieuwagi i gleba byłaby zaliczona. Zatrzymujemy się przy schodach, odwracamy a tu ZONK. Reszta wycieczki poza mną, moją ciocią (która wyznawała taką samą zasadę odnośnie trzymania się blisko) i jeszcze dwoma osobnikami stoi tam gdzie ich zostawiliśmy i cyka foty. No nic, czekamy aż do nas dobiją poczym schodzimy w dół w stronę cmentarza żydowskiego.

Cały czas znajdujemy się na górze oliwnej i kroczymy drogą palmową.

Kirkut czyli cmentarz żydowski. Panorama na Jerozolimę faktycznie ładniejsza. Podobno mamy zobaczyć jeszcze fajniejszą. Kiedy już wysłuchaliśmy wszystkiego co Tomek ma do powiedzenia na temat tego miejsca padają słowa "Proszę państwa tu nas NIE było". Cmentarz był jednym z punktów, które nie były uwzględnione w planie wycieczki, ale że Tomek człowiek ambitny to nam pokazał.

Z cmentarza idziemy do kolejnego miejsca w którym nas nie było. Kościół Dominus Flevit - Pan Zapłakał. Postawiony w miejscu gdzie Jezus zapłakał nad Jerozolimą. Tu właśnie rozpościera się wcześniej wspomniana panorama. Rzeczywiście piękna. Widać z niej prawie wszystkie ważniejsze miejsca.

Przechodzimy do ogrodu oliwnego przy Bazylice Narodów (inaczej męki, agonii). Tu znajduje się skała na której Jezus modlił się przed męką. Ten kościół jak i Dominus Flevit zostały zaprojektowane przez Antonio Barluzziego

Z bazyliki udajemy się do Ormiańskiego Kościoła Grobu Maryi - trzecie miejsce w którym nas nie było. Jest to podziemne sanktuarium w Dolinie Jozafata. Hasło dnia Tomka: "Jest godzina 15:58, daje państwu 10 minut czasu, spotykamy się o 16". Takie wtopy zdarzały mu się czasem za co nas bardzo przepraszał. Ormianie należą do grupy religii które wierzą, że Maryja umarła a nie zasnęła. Tylko nie potrafią się zdecydować gdzie jest grób, bo drugi jest w Efezie. Sanktuarium niewątpliwie z klimatem. Ciemno, palą się tylko lampki oliwne, unosi się zapach kadzidła, jakaś grupa śpiewa pieśni co dodaje uroku...

Idziemy do autokaru i obieramy kierunek na Ain Karem.