Przekraczamy mur bez problemów, ale w tą stronę to nic nowego. Izraela za bardzo nie interesuje kto wjeżdża do Betlejem. Idziemy do sklepu z pamiątkami i dewocjonaliami. Stajenek w trzy i trochę w przeróżnych wersjach i wymiarach. To samo tyczy się figurek Dzieciątka... ale o co chodzi? w końcu to Betlejem. Kupuję kilka krzyżyków z drzewa oliwnego dla znajomych i różańce dla rodzinki. Po zakupach kierujemy się do Bazyliki.
Na placu przed bazyliką znajduje się tablica z mapkami, która przedstawia jakie ziemie kolejno Izrael zabierał Palestynie. Tomek jest w swoim żywiole. Z zapałem opowiada o konflikcie i o wijącym się dookoła Betlejem murze. Nikt nie ma wątpliwości, którą stronę trzyma... mimo tego że w swoich wypowiedziach jak zawsze jest obiektywny (prawie) to jednak ładunek emocjonalny z jakim przekazuje nam te informacje nie pozostawia wątpliwości. W sumie się mu nie dziwie. Też po tym co widziałam jestem raczej propalestyńska :P (kwestię na ile to perswazja Tomka na ile własne doznania może już pozostawiam)
Kierujemy się do Bazyliki. Zbudowana jest na grocie, w której narodził się Pan Jezus. Jednak zanim powstała znajdowała się tu świątynia Adonisa wzniesiona w 165 r. z rozkazu cesarza Hadriana, któremu nie spodobało się rozszerzanie kultu chrześcijańskiego. Dopiero św. Helena, matka cesarza Konstantyna ufundowała 5cio nawową Bazylikę Bożego Narodzenia.
Jest to jedyny kościół, którego nie zburzyli Persowie. Dlaczego? Zobaczyli mozaikę trzech mędrców ze wschodu i doszli do wniosku że skoro nasi tu byli to zostawiamy... A tak poważnie pomyśleli, że są czczeni w tej bazylice.
Wejście do bazyliki, kiedyś bardzo duże zamurowano by tureccy wojownicy nie mogli wjeżdżać do niej na koniach. Teraz chcąc nie chcąc każdy kto wchodzi do bazyliki musi oddać pokłon tajemnicy narodzenia. Wejście nazywane jest drzwiami pokory... Nawet ja przy moim metr 64 musiałam się schylać żeby wejść.
W bazylice miesza się wiele wyznań. Ołtarz główny to ikonostas greckiego kościoła prawosławnego, obok znajduje się kaplica ormiańska a z drugiej strony kościół katolicki.
Wchodzimy do środka. Mamy szczęście bo kolejka do groty narodzenia jest bardzo krótka. Niestety nie było to dla mnie zbyt duchowe doznanie... w kościele nie powinno się przeklinać ale w niektórych momentach miałam ochotę. Wejście jest małe, grota jest mała więc trzeba czekać. Rzecz jakby oczywista. No właśnie, niestety tylko jakby bo niektórzy się pchają jakby tę grotę mieli zaraz zamknąć. Nagle przepycha się jakiś włoski ksiądz ze starszą kobietą. pokazuje żeby zrobić miejsce, że to starsza osoba i w ogóle. OK. Puszczamy. Ja raczej mam wpojony szacunek dla osób starszych, duchownych raczej też, ale bez przegięć. Jak już udaje mi się tam wejść księżulo przegania wszystkich żeby iść dalej, szybciej.
W grocie na miejscu narodzenia Jezusa znajduje się gwiazda, każdy do niej podchodzi, dotyka i żegna się. Mnie ta sztuka się tym razem nie udała... Co mnie jeszcze zgrzało to te wszystkie kobity bardziej papieskie od papieża. Nie ważne żeby być w tym miejscu ważne żeby mieć zdjęcie. I stoi taka jedna z pobożnym uniesieniem wymalowanym na twarzy i czeka aż jej druga zrobi zdjęcie. Potem drugie jak klęka, jak dotyka itd.... Potem się jeszcze zmieniają... a spróbuj jeszcze w kadr nieopatrznie wejść... oj zgrzały mnie kobity!
Obok miejsce gdzie stał żłóbek. Zdecydowanie mniej oblegane. Wychodzę dość szybko. Księżulo nadal nas przegania.
Czekamy aż wszyscy wyjdą i przechodzimy do kościoła katolickiego. Akurat jakaś pielgrzymka ma mszę więc wychodzimy na dziedziniec. Kościół jest pod wezwaniem św. Katarzyny. Znajduje się w nim też grota św. Hieronima w której to święty miał tłumaczyć słowa pisma świętego. Tomek opowiada o tym jak w 2002 roku w czasie akcji policyjnej wojsk izraelskich w kościele schroniła się grupa ok. 40 bojowników palestyńskich. Wtedy tylko franciszkanie pozostali "na posterunku", Grecy i Ormianie uciekli. Po wysłuchaniu Tomka wchodzimy po cichu do kościoła i zaglądamy do groty
Tomek miał nam opowiedzieć kawał o św. Hieronimie, ale stwierdził że to nie miejsce na to i opowie w autobusie... nie opowiedział.
Kończymy zwiedzanie na dziś. Jedziemy do hotelu na kolacje. "Zachęcam państwa do samodzielnych wypraw po Betlejem, proszę się nie bać, to naprawdę bezpieczne miasteczko". Zachęcił skutecznie. Wieczorkiem wybieramy się na spacer. Wychodzę z hotelu... jest mi zimno! Na termometrze pewnie jakieś dwadzieścia kilka kresek a ja się trzęsę. Cóż ale co to jest przy 40... Przechodzimy na drugą stronę ulicy i nagle słychać strzały. Pierwsza moja myśl ZAMACH JAKIŚ i przerażenie w oczach. Odwracamy się a tam sztuczne ognie... Eh... Jakaś para miała wesele.
Spacerujemy po Betlejem. Chłoniemy tamtejszy uliczny klimat. Część mojej ekipy powinna mieć zakaz wchodzenia do sklepów. Bo spędzamy w nich większość czasu. Od czasu do czasu ktoś nas zaczepia wołając Hello, Dzień dobry, Jak się masz. Ale nie jest to nachalne. Wręcz przeciwnie, całkiem sympatyczne. Po raz kolejny pluję sobie w twarz, że nie znam angielskiego.
Zatrzymuje nas jeden gość, który się chwali że ma znajomych w Polsce. Rozmawiamy z nim chwilę językiem angielsko-migowym. Zaprasza nas na herbatę równocześnie mówiąc, że nie chce żebyśmy coś u niego kupili, ale żeby posiedzieć i pogadać. Uprzejmie dziękujemy, żegnamy się i wracamy. Ale nie powiem facet bardzo sympatyczny.
Pisałam już wcześniej o murze dzielącym Betlejem od Izraela, a tak na prawdę od reszty świata. Ludzie żyją jak w getcie. Czasem otacza domy z trzech stron ("ogródek został po drugiej stronie"). Patrzysz przez okno, a tam betonowa ściana. MASAKRA! Także jestem całym sercem z Betlejem. Co ci ludzie mogą za to, że władze nie mogą się dogadać. Na murze widnieją różne malunki, napisy, graffiti. To nie jest wandalizm, to krzyk sprzeciwu. Niektóre hasła dość banalne jak "Palestyna jest wolna" ale są też takie bardziej ambitne "Here is a wall at which to weep" "Tu jest ściana, która płacze" a można to przetłumaczyć "Tu jest ściana płaczu". "Jesus wept for Jerusalem - We weep for Palestine" ("Jezus zapłakał na Jerozolimą My zapłaczmy nad Palestyną"). Obrazy są różne. Dwa osły związane ogonami jeden przedstawia Palestynę drugi Izrael. Kobieta w arafatce z napisem I'm not terrorist. Są też polskie akcenty. "Stoimy po tej stronie muru"... "Palestyna stoimy za tobą murem"... "Mój dom murem podzielony"
Szczególnie "podoba" mi się jedno malowidło. Gołąbek pokoju na celowniku, w kamizelce kuloodpornej. Jego zdjęcie (trochę przerobione) jest w nagłówku mojego bloga. W oryginale wyglądało tak
Nawet ten który niesie pokój nie może być bezpieczny. Lepiej go zestrzelić bo jeszcze konflikt się skończy... Po co nam pokój...
W hotelu wieczorem przyszedł czas na podsumowanie pierwszego dnia zwiedzania. Aż niemożliwe, że to dopiero pierwszy dzień.
Pierwszy wniosek: mamy rewelacyjnego przewodnika. Gość jest na luzie. Mówi dużo, ale nie nudzi. Jest zdecydowanie obiektywny. Nie neguje żadnej z religii, odnosi się do nich z szacunkiem. Znak rozpoznawalny butelka wody mineralnej w tylniej kieszeni spodni albo uniesiona w górę żeby wszyscy widzieli gdzie idziemy. Dużo gestykuluje, mówi całym sobą. I co najważniejsze wie co mówi.
Drugi wniosek: Betlejem to na prawdę sympatyczne miasto. Ludzie po mimo tego w jakiej sytuacji się znajdują są życzliwi i sympatyczni. Nikt na ciebie dziwnie nie patrzy kiedy się do niego uśmiechasz na ulicy.
Trzeci wniosek: Jak mogłam na granicy pomyśleć, że nigdy więcej tu nie wrócę.
Na placu przed bazyliką znajduje się tablica z mapkami, która przedstawia jakie ziemie kolejno Izrael zabierał Palestynie. Tomek jest w swoim żywiole. Z zapałem opowiada o konflikcie i o wijącym się dookoła Betlejem murze. Nikt nie ma wątpliwości, którą stronę trzyma... mimo tego że w swoich wypowiedziach jak zawsze jest obiektywny (prawie) to jednak ładunek emocjonalny z jakim przekazuje nam te informacje nie pozostawia wątpliwości. W sumie się mu nie dziwie. Też po tym co widziałam jestem raczej propalestyńska :P (kwestię na ile to perswazja Tomka na ile własne doznania może już pozostawiam)
Kierujemy się do Bazyliki. Zbudowana jest na grocie, w której narodził się Pan Jezus. Jednak zanim powstała znajdowała się tu świątynia Adonisa wzniesiona w 165 r. z rozkazu cesarza Hadriana, któremu nie spodobało się rozszerzanie kultu chrześcijańskiego. Dopiero św. Helena, matka cesarza Konstantyna ufundowała 5cio nawową Bazylikę Bożego Narodzenia.
Jest to jedyny kościół, którego nie zburzyli Persowie. Dlaczego? Zobaczyli mozaikę trzech mędrców ze wschodu i doszli do wniosku że skoro nasi tu byli to zostawiamy... A tak poważnie pomyśleli, że są czczeni w tej bazylice.
Wejście do bazyliki, kiedyś bardzo duże zamurowano by tureccy wojownicy nie mogli wjeżdżać do niej na koniach. Teraz chcąc nie chcąc każdy kto wchodzi do bazyliki musi oddać pokłon tajemnicy narodzenia. Wejście nazywane jest drzwiami pokory... Nawet ja przy moim metr 64 musiałam się schylać żeby wejść.
W bazylice miesza się wiele wyznań. Ołtarz główny to ikonostas greckiego kościoła prawosławnego, obok znajduje się kaplica ormiańska a z drugiej strony kościół katolicki.
Wchodzimy do środka. Mamy szczęście bo kolejka do groty narodzenia jest bardzo krótka. Niestety nie było to dla mnie zbyt duchowe doznanie... w kościele nie powinno się przeklinać ale w niektórych momentach miałam ochotę. Wejście jest małe, grota jest mała więc trzeba czekać. Rzecz jakby oczywista. No właśnie, niestety tylko jakby bo niektórzy się pchają jakby tę grotę mieli zaraz zamknąć. Nagle przepycha się jakiś włoski ksiądz ze starszą kobietą. pokazuje żeby zrobić miejsce, że to starsza osoba i w ogóle. OK. Puszczamy. Ja raczej mam wpojony szacunek dla osób starszych, duchownych raczej też, ale bez przegięć. Jak już udaje mi się tam wejść księżulo przegania wszystkich żeby iść dalej, szybciej.
W grocie na miejscu narodzenia Jezusa znajduje się gwiazda, każdy do niej podchodzi, dotyka i żegna się. Mnie ta sztuka się tym razem nie udała... Co mnie jeszcze zgrzało to te wszystkie kobity bardziej papieskie od papieża. Nie ważne żeby być w tym miejscu ważne żeby mieć zdjęcie. I stoi taka jedna z pobożnym uniesieniem wymalowanym na twarzy i czeka aż jej druga zrobi zdjęcie. Potem drugie jak klęka, jak dotyka itd.... Potem się jeszcze zmieniają... a spróbuj jeszcze w kadr nieopatrznie wejść... oj zgrzały mnie kobity!
Obok miejsce gdzie stał żłóbek. Zdecydowanie mniej oblegane. Wychodzę dość szybko. Księżulo nadal nas przegania.
Czekamy aż wszyscy wyjdą i przechodzimy do kościoła katolickiego. Akurat jakaś pielgrzymka ma mszę więc wychodzimy na dziedziniec. Kościół jest pod wezwaniem św. Katarzyny. Znajduje się w nim też grota św. Hieronima w której to święty miał tłumaczyć słowa pisma świętego. Tomek opowiada o tym jak w 2002 roku w czasie akcji policyjnej wojsk izraelskich w kościele schroniła się grupa ok. 40 bojowników palestyńskich. Wtedy tylko franciszkanie pozostali "na posterunku", Grecy i Ormianie uciekli. Po wysłuchaniu Tomka wchodzimy po cichu do kościoła i zaglądamy do groty
Tomek miał nam opowiedzieć kawał o św. Hieronimie, ale stwierdził że to nie miejsce na to i opowie w autobusie... nie opowiedział.
Kończymy zwiedzanie na dziś. Jedziemy do hotelu na kolacje. "Zachęcam państwa do samodzielnych wypraw po Betlejem, proszę się nie bać, to naprawdę bezpieczne miasteczko". Zachęcił skutecznie. Wieczorkiem wybieramy się na spacer. Wychodzę z hotelu... jest mi zimno! Na termometrze pewnie jakieś dwadzieścia kilka kresek a ja się trzęsę. Cóż ale co to jest przy 40... Przechodzimy na drugą stronę ulicy i nagle słychać strzały. Pierwsza moja myśl ZAMACH JAKIŚ i przerażenie w oczach. Odwracamy się a tam sztuczne ognie... Eh... Jakaś para miała wesele.
Spacerujemy po Betlejem. Chłoniemy tamtejszy uliczny klimat. Część mojej ekipy powinna mieć zakaz wchodzenia do sklepów. Bo spędzamy w nich większość czasu. Od czasu do czasu ktoś nas zaczepia wołając Hello, Dzień dobry, Jak się masz. Ale nie jest to nachalne. Wręcz przeciwnie, całkiem sympatyczne. Po raz kolejny pluję sobie w twarz, że nie znam angielskiego.
Zatrzymuje nas jeden gość, który się chwali że ma znajomych w Polsce. Rozmawiamy z nim chwilę językiem angielsko-migowym. Zaprasza nas na herbatę równocześnie mówiąc, że nie chce żebyśmy coś u niego kupili, ale żeby posiedzieć i pogadać. Uprzejmie dziękujemy, żegnamy się i wracamy. Ale nie powiem facet bardzo sympatyczny.
Pisałam już wcześniej o murze dzielącym Betlejem od Izraela, a tak na prawdę od reszty świata. Ludzie żyją jak w getcie. Czasem otacza domy z trzech stron ("ogródek został po drugiej stronie"). Patrzysz przez okno, a tam betonowa ściana. MASAKRA! Także jestem całym sercem z Betlejem. Co ci ludzie mogą za to, że władze nie mogą się dogadać. Na murze widnieją różne malunki, napisy, graffiti. To nie jest wandalizm, to krzyk sprzeciwu. Niektóre hasła dość banalne jak "Palestyna jest wolna" ale są też takie bardziej ambitne "Here is a wall at which to weep" "Tu jest ściana, która płacze" a można to przetłumaczyć "Tu jest ściana płaczu". "Jesus wept for Jerusalem - We weep for Palestine" ("Jezus zapłakał na Jerozolimą My zapłaczmy nad Palestyną"). Obrazy są różne. Dwa osły związane ogonami jeden przedstawia Palestynę drugi Izrael. Kobieta w arafatce z napisem I'm not terrorist. Są też polskie akcenty. "Stoimy po tej stronie muru"... "Palestyna stoimy za tobą murem"... "Mój dom murem podzielony"
Szczególnie "podoba" mi się jedno malowidło. Gołąbek pokoju na celowniku, w kamizelce kuloodpornej. Jego zdjęcie (trochę przerobione) jest w nagłówku mojego bloga. W oryginale wyglądało tak
Nawet ten który niesie pokój nie może być bezpieczny. Lepiej go zestrzelić bo jeszcze konflikt się skończy... Po co nam pokój...
W hotelu wieczorem przyszedł czas na podsumowanie pierwszego dnia zwiedzania. Aż niemożliwe, że to dopiero pierwszy dzień.
Pierwszy wniosek: mamy rewelacyjnego przewodnika. Gość jest na luzie. Mówi dużo, ale nie nudzi. Jest zdecydowanie obiektywny. Nie neguje żadnej z religii, odnosi się do nich z szacunkiem. Znak rozpoznawalny butelka wody mineralnej w tylniej kieszeni spodni albo uniesiona w górę żeby wszyscy widzieli gdzie idziemy. Dużo gestykuluje, mówi całym sobą. I co najważniejsze wie co mówi.
Drugi wniosek: Betlejem to na prawdę sympatyczne miasto. Ludzie po mimo tego w jakiej sytuacji się znajdują są życzliwi i sympatyczni. Nikt na ciebie dziwnie nie patrzy kiedy się do niego uśmiechasz na ulicy.
Trzeci wniosek: Jak mogłam na granicy pomyśleć, że nigdy więcej tu nie wrócę.
Całym sercem z Betlejem! Mimo, że nigdy tam nie byłam, ale who knows?
OdpowiedzUsuńpojedziemy kiedyś razem :P
OdpowiedzUsuńz Tobą choćby na koniec świata:)
OdpowiedzUsuń