Tatry.... Rysy... Zdobyte. Najpierw na rozruch Dolina Białego, Sarnia Skała i Dolina Strążyska, a na drugi dzień kierunek Rysy... Wchodziliśmy od słowackiej strony. Trasa męcząca, ale fajna. Dotarliśmy do chaty pod rysami a potem jeszcze godzinę na szczyt... czasami na czterech :) Fajnie było. Ze szczytu na stronę polską nie było widać kompletnie nic... jedna wielka chmura. Na szczycie zdjęcie i w dół bo słychać już było pomruki burzy... Jak nas ulewa dorwała koło Żabich Stawów tak lało do samego parkingu... Zaliczyłam gradobicie... cztery razy. Mokre miałam kompletnie wszystko, nawet pieniądze w portfelu. Także wyjście a raczej zejście było dość ekstremalne.
Wróciłam z Tatr w czwartek i do poniedziałku cieszyłam się błogim lenistwem. We wtorek ruszyłam do pracy... a potem już wrzesień i zwariowane lotnisko. Aż się dziwię, że już jest październik bo ten miesiąc przeleciał z prędkością światła.
A dziś... dziś Dni otwarte Awangardy i nasza grupa pokazuje sambę :) Na ostatnich zajęciach nasz guru nie mógł się nas nachwalić... Nie wiem kto był w cięższym szoku on czy my. Ale podobno było świetnie... zobaczymy co z tego świetnie zostanie na pokazie :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz