Myśli nie moje

"Zamknij oczy, ale nie umieraj. Masz prawo do płaczu.
A potem wstań i walcz o następny dzień."
/Anna Kamieńska/

piątek, 1 stycznia 2010

Szukajcie a znajdziecie

Jedziemy nad Jordan. Miejscowość Jardenit. Że tak powiem jedno z miejsc chrztu Pana Jezusa. Swego czasu były spory czy to tu, czy to tam. Ostatecznie Jan Paweł II powiedział, że to jednak tam czyli w Jordanii… ale miejsce szczególne więc zobaczyć warto.
Wchodzimy do wody żeby się potem pochwalić że moczyliśmy nogi w Jordanie. A w wodzie sumy na pół metra! No może ciut przesadziłam ale serio duże, w życiu takich ryb nie widziałam.
„Proszę państwa tu w gablocie są informacje dotyczące tego miejsca, proszę tego nie czytać bo to same bzdury” – nasz niezawodny przewodnik.
Grupa baptystów przyjmuje chrzest. Stoją w wodzie po pas. W białych szatach kolejno podchodzą do pastora. Ten odmawia modlitwę i zanurza katechumena w wodach Jordanu. (dosłownie zanurza) Fajnie zobaczyć jak to wygląda u innych (w sensie wyznań), tym bardziej w takim miejscu
Poza rzeką główną atrakcją tego miejsca jest sklep... jakże by inaczej! Nawet dostaliśmy karty rabatowe. Wszystko 5% taniej (nie ma jak dobry chwyt marketingowy). Jak dla mnie to te wszystkie komercyjne punkty program mogłyby nie istnieć. Tym bardziej że wszędzie jest to samo (no może poza Kaną tam w końcu wino dawali)... odnoszę jednak nieodparte wrażenie, że w moich odczuciach jestem raczej osamotniona.

Wracamy... już chciałam napisać "do domu"... wracamy do hotelu. Tomek tłumaczy nam jak dojść do Bazyliki Narodzenia. Jutro niedziela więc chcemy iść tam na mszę. Niestety musimy iść na 6 rano. MASAKRA! Msza ma być albo w krypcie św. Hieronima albo w jakiejś innej "no chyba, że się wam uda i będzie w grocie narodzenia, no to jest wtedy coś!" I wyprzedzając fakty napiszę że się nam udało.

Po kolacji idziemy na poszukiwanie Bazyliki żeby rano nie błądzić. No powiem, że to nie było takie proste. Gdzieś skręciliśmy nie tak jak trzeba i idziemy drogą chyba najdłuższą z możliwych. Okazała się że jednak nie. Wracaliśmy jeszcze dłuższą. Koniec końców stajemy przed bazyliką. Robimy kilka zdjęć porą wieczorową. Na jednym wyglądam jakbym była w ciąży... w końcu to Betlejem, miasto cudu narodzenia... ale koniec żartów wracamy do hotelu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz