Dziennik pokładowy wraca do życia... Trochę o nim zapomniałam, ale przecież moja relacja z podróży jeszcze nie jest dokończona...
Udajemy się na wzgórze świątynne, w czasach biblijnych zwane Moria.
Udajemy się na wzgórze świątynne, w czasach biblijnych zwane Moria.
Dziś jest ono jednym wielkim meczetem, ale znaczenie ma szczególne dla wszystkich trzech religii. Na miejscu Złotej Kopuły, a dokładnie pod nią znajduje się skała na której Abraham miał złożyć w ofierze syna Izaaka lub Izmaela w zależności od wyznania. Z tej skały Mahomet miał wznieść się w niebo. Na tym miejscu znajdowała się świątynia jerozolimska.
Jest to trzecie po Mekce i Medynie najświętsze miejsce Islamu. Na przeciw Kopuły znajduje się Meczet Al-Aksa. Sama kopuła meczetem nie jest, ale jak już pisałam w zasadzie całe wzgórze to wielki meczet, gdyż minarety rozstawione są dookoła niego.
Tomek znowu troszkę nam opowiada a potem daje czas wolny. Do meczetu ani do kopuły nie możemy wejść. Wstęp mają tylko muzułmanie.
Kiedy zbieramy się znowu wszyscy, robimy grupowe zdjęcie i "uciekamy" bo muzułmanie nas przeganiają. Wzgórze będzie zamykane, zbliża się czas ich modlitwy.
Następnie Tomek zabiera nas do ruin gdzie kiedyś była "sadzawka owcza" (bethesda). Mowa o niej w Ewangelii św. Jana. Miała moc uzdrowicielską. Kiedy wody się w niej poruszyły był to znak, że stąpił na nią anioł. Ten kto w tym momencie do niej wszedł został uzdrowiony. Ale był tam człowiek sparaliżowany od 30 lat, który nie miał szans żeby do niej wejść. I tego właśnie człowieka uzdrowił Jezus. Tym samym znowu naraził się faryzeuszom bo był to dzień szabatu.
Zanim doszliśmy do sadzawki staliśmy pod drzewem
- Kto wie co to za drzewo? - pyta Tomek
- Mimoza - ktoś odpowiada
- Nie mam pojęcia co to jest mimoza, ale na pewno nie to. Proszę zerwać gałązkę i powąchać.
To był pieprz. Zerwałam i zasuszyłam.
Od sadzawki przechodzimy do kościoła św. Anny. Tu mieszkała Anna i Joachim. Wnętrze zdecydowanie mi się podoba. Kościół wybudowany został w stylu romańskim przez Krzyżowców w roku 1140. Z boku znajdują się schody prowadzące do groty w której prawdopodobnie urodziła się Maryja.
Kościół podobno ma rewelacyjną akustykę. Nadaktywna pani (ze mszy w Betlejem) intonuje Ave Maryja. Akustyka rzeczywiście rewelacyjna, doskonale słuchać wszystkie fałsze.
Lubię taki styl. Trochę zimny, trochę surowy ale z drugiej strony nie odwracający uwagi od Tego co w kościele najważniejsze. No i te sklepienia krzyżowe... Sama nie wiem czemu mi się tak podobają. Robię kilka zdjęć i wychodzę na zewnątrz. A tam mały kotek, szary w prążki, z bosko zadziorną miną. Jedna pani z naszej ekipy zaczyna do niego przemawiać... A on wpatrzony w nią jak w obrazek.
Ale fajnie, że kontynuujesz - już myślałam, że zarzuciłaś pomysł zupełnie. Pisz, pisz bo z najbliższych wakacji znowu będziesz miała co opisywać. Jeśli chodzi o kościół św. Anny to po pierwsze chciała bym kiedyś go zobaczyć a po drugie - też lubię takie klimaty!
OdpowiedzUsuń;) taki pieprz... to musi być coś... :)
OdpowiedzUsuńP.S. Każda wichura się kiedyś kończy :) spokojnie... Wiatr też w końcu traci siły... ;)
A kotka to trzeba było na pamiątkę zabrać - cudny taki tygrysek!!
OdpowiedzUsuń