Myśli nie moje

"Zamknij oczy, ale nie umieraj. Masz prawo do płaczu.
A potem wstań i walcz o następny dzień."
/Anna Kamieńska/

niedziela, 8 kwietnia 2012

Te sklepienia

 Dziennik pokładowy wraca do życia... Trochę o nim zapomniałam, ale przecież moja relacja z podróży jeszcze nie jest dokończona...


Udajemy się na wzgórze świątynne, w czasach biblijnych zwane Moria.

Dziś jest ono jednym wielkim meczetem, ale znaczenie ma szczególne dla wszystkich trzech religii. Na miejscu Złotej Kopuły, a dokładnie pod nią  znajduje się skała na której Abraham miał złożyć w ofierze syna Izaaka lub Izmaela w zależności od wyznania. Z tej skały Mahomet miał wznieść się w niebo. Na tym miejscu znajdowała się świątynia jerozolimska.

Jest to trzecie po Mekce i Medynie najświętsze miejsce Islamu. Na przeciw Kopuły znajduje się Meczet Al-Aksa. Sama kopuła meczetem nie jest, ale jak już pisałam w zasadzie całe wzgórze to wielki meczet, gdyż minarety rozstawione są dookoła niego.

Tomek znowu troszkę nam opowiada a potem daje czas wolny. Do meczetu ani do kopuły nie możemy wejść. Wstęp mają tylko muzułmanie.

Kiedy zbieramy się znowu wszyscy, robimy grupowe zdjęcie i "uciekamy" bo muzułmanie nas przeganiają. Wzgórze będzie zamykane, zbliża się czas ich modlitwy. 

Następnie Tomek zabiera nas do ruin gdzie kiedyś była "sadzawka owcza" (bethesda). Mowa o niej w Ewangelii św. Jana. Miała moc uzdrowicielską. Kiedy wody się w niej poruszyły był to znak, że stąpił na nią anioł. Ten kto w tym momencie do niej wszedł został uzdrowiony. Ale był tam człowiek sparaliżowany od 30 lat, który nie miał szans żeby do niej wejść. I tego właśnie człowieka uzdrowił Jezus. Tym samym znowu naraził się faryzeuszom bo był to dzień szabatu.

Zanim doszliśmy do sadzawki staliśmy pod drzewem
- Kto wie co to za drzewo? - pyta Tomek
- Mimoza - ktoś odpowiada
- Nie mam pojęcia co to jest mimoza, ale na pewno nie to. Proszę zerwać gałązkę i powąchać.
To był pieprz. Zerwałam i zasuszyłam.

Od sadzawki przechodzimy do kościoła św. Anny. Tu mieszkała Anna i Joachim. Wnętrze zdecydowanie mi się podoba. Kościół wybudowany został w stylu romańskim przez Krzyżowców w roku 1140. Z boku znajdują się schody prowadzące do groty w której prawdopodobnie urodziła się Maryja.

Kościół podobno ma rewelacyjną akustykę. Nadaktywna pani (ze mszy w Betlejem) intonuje Ave Maryja. Akustyka rzeczywiście rewelacyjna, doskonale słuchać wszystkie fałsze.

Lubię taki styl. Trochę zimny, trochę surowy ale z drugiej strony nie odwracający uwagi od Tego co w kościele najważniejsze. No i te sklepienia krzyżowe... Sama nie wiem czemu mi się tak podobają. Robię kilka zdjęć i wychodzę na zewnątrz. A tam mały kotek, szary w prążki, z bosko zadziorną miną. Jedna pani z naszej ekipy zaczyna do niego przemawiać... A on wpatrzony w nią jak w obrazek.




3 komentarze:

  1. Ale fajnie, że kontynuujesz - już myślałam, że zarzuciłaś pomysł zupełnie. Pisz, pisz bo z najbliższych wakacji znowu będziesz miała co opisywać. Jeśli chodzi o kościół św. Anny to po pierwsze chciała bym kiedyś go zobaczyć a po drugie - też lubię takie klimaty!

    OdpowiedzUsuń
  2. ;) taki pieprz... to musi być coś... :)


    P.S. Każda wichura się kiedyś kończy :) spokojnie... Wiatr też w końcu traci siły... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A kotka to trzeba było na pamiątkę zabrać - cudny taki tygrysek!!

    OdpowiedzUsuń