Myśli nie moje

"Zamknij oczy, ale nie umieraj. Masz prawo do płaczu.
A potem wstań i walcz o następny dzień."
/Anna Kamieńska/

wtorek, 22 czerwca 2010

Arafatka

Niedziela, wakacje a ja wstaję o 5. Betlejem o wschodzie słońca też jest ładne. Idziemy do Bazyliki tą samą długą trasą którą wracaliśmy wieczorem. I jak już wcześniej pisałam udało nam się i na mszy byliśmy w grocie narodzenia. Tylko niestety razem z nam na mszę poszły jeszcze kobity z rodzaju nadaktywnych które mnie zeźliły. Ja wyznaję zasadę, że jak nie jestem u siebie to się nie wychylam. I jak jestem na mszy po łacinie to nie wyskakuję z ojcze nasz po polsku. Albo nie zaczynam śpiewać w czasie komunii kiedy nie jestem odpowiedzialna za prowadzenie śpiewu. Ale może ja jestem inna. Z resztą śpiewanie zaraz uciszyli. Przyszedł porządkowy i ochrzanił. Po czym siostra zakonna która była na mszy, notabene Polka, wyjaśniła że w czasie mszy w grocie się nie śpiewa, żeby nie przedłużać. Natomiast po mszy powiedziała że jak chcemy to możemy sobie zaśpiewać jakąś kolędę. Już się cieszyłam, że będę mogła spokojnie podejść do miejsca narodzenia ale nadaktywne panie jechały 4 zwrotki dzisiaj w Betlejem i głupio tak w trakcie podchodzić więc stałam jak ta głupia i też śpiewałam. Jak już skończyły to znowu ustawiały się do zdjęcia a mnie się ciśnienie podnosiło. I znowu tylko rzutem na taśmę uklękłam i zdążyłam się jedynie przeżegnać bo do groty wpadła prawosławna zakonnica i zaczęła nas gonić bo teraz oni będą mieli nabożeństwo... Mamo jakie to jest przykre. Miejsce święte a tak się o nie żrą i nie mogą dogadać.
Do hotelu wracaliśmy krótszą drogą. Wreszcie udało nam się odnaleźć tę o której mówił Tomek. Śniadanko i w drogę. Kierunek Masada.
Już z drogi widać wzgórze i kolejkę, która na nie wjeżdża. (znaczy ja kolejki nie widziałam ale wierzę na słowo). Po przyjeździe na miejsce udajemy się do małej sali kinowej gdzie oglądamy film o oblężeniu Masady. Następnie podchodzimy pod kolejkę i czekamy na wagonik.. W wagoniku jest podobno miejsce na 80 osób więc ładują nas i jeszcze jedną wycieczkę. Jedziemy, widoki całkiem, całkiem. W dole widać ludzi, którzy zdecydowali się wejść pieszo ścieżką wężą.

Jesteśmy na górze, podchodzimy do makiety twierdzy. Tomek wykorzystując chwilę aż wszyscy się zbiorą "ubiera się" w arafatkę czym wzbudza ogólną radość grupy... z perspektywy czasu sama nie wiem czym to było spowodowane, arafatka jak arafatka... Oczywiście nie byłby sobą gdyby nie zaczął o niej opowiadać. I tak wiemy że kolory mogą być dwa: czarny - palestyńska, czerwony - jordańska. On poleca czarną... czemu mnie to nie dziwi... Trochę żałuję że sobie w końcu arafatki nie kupiłam. Ale z drugiej strony gdzie ja bym w tym chodziła. W zimę? zamiast szalika? Jak te tłumy co tak noszą bo to modne... bo fajnie wygląda... a że jest to symbol dla Palestyńczyków to taki małoznaczący detal... Jak spytasz pierwszego lepszego z ulicy, który nosi arafatkę to po pierwsze nie jest do końca pewny czy wie w ogóle wie co nosi. (pomijam już fakt że to się w zasadzie nazywa KEFIJA bo tego też się dowiedziałam). A po drugie jak zapytasz z czym się arafatka kojarzy to obawiam się że większość ludzi powie że ze stylem emo, metalowcami czy inną "subkulturą" itp. Kto by tam pomyślał, że kolory mają w ogóle jakieś znaczenie. Przecież na targu można dostać chusty we wszystkich kolorach tęczy... A że została symbolem palestyńskiego nacjonalizmu... Chustę nosili Palestyńczycy popierający wielkiego muftiego Jerozolimy Amina al-Husajniego w czasie tzw. Wielkiego Powstania... A że w Jordanii chcieli zamykać za noszenie Arafatek.... I żeby nie było... ok przecież wcale nie muszą o tym wiedzieć, ja też nie wiedziałam... gdzie Polska a gdzie Palestyna.... Ale jak już coś nosisz to kurcze zastanów się co? a nie jak te baranki za tłumem bo tak modnie... aj dobra nie marudzę, nie, chyba jednak nie chce wyglądać jak małoświadome emo... Aczkolwiek jak sobie kiedyś kupię, to tylko tam i tylko ze względów ideologicznych, A CO!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz